Słowa które malują obrazy w wyobraźni
Poezja to dla mnie sposób na wyrażenie tego, co wykracza poza ramy fotografii - obszar czystych emocji i abstrakcyjnych myśli, gdzie każde słowo tańczy z obrazem.
Wiersze powstają w dialogu z fotografią - gdy obraz nie wystarcza, słowo dopowiada to, czego oko nie widzi. Każdy wiersz to podróż do wnętrza emocji, eksploracja granic między tym co widzialne a tym co odczuwalne.
W moich tekstach przeplatają się motywy miejskie z refleksjami nad naturą ludzką, obserwacje codzienności z metafizycznymi pytaniami. Słowo staje się pędzlem, którym maluję na płótnie wyobraźni.
Budzę się, gdy słońce wschodzi, przeciągam się w swoim kącie, nos wodzi za każdym zapachem – dzień zaczyna się od szczęścia. Czekam przy drzwiach, ogonem wiję, spacer to moja wielka chwila, Moje życie to rytm łap na chodniku, każdy krzak, znak, każde drzewo to przygoda, która mnie wita. Miska pełna, serce radosne, głaszcze mnie znajoma dłoń, nie pytam o jutro, o wczoraj – dziś jest wszystkim, co mam i chcę mieć. Wiem, co znaczy wiatr przed burzą. Gdy pada deszcz, nie narzekam, gdy słońce – cieszę się bez miary, w każdym dniu znajduję radość, w prostych rzeczach, w małych sprawach. A kiedy ktoś szepcze „nie daję rady", siadam u jego stóp, ruszam ogonem i przypominam bez słów: świat jest dokładnie taki prosty, jakim go widzisz oczyma psa. Wieczorem zwijam się w kłębek, sen przychodzi niespodzianie, cicho, jutro znów obudzi mnie poranek – i znów będzie cudnie, jak dziś było. Bo pieskie życie to dar prostoty, miłość bez pytań, bez warunków trwania, każdy dzień pełen wierności – szczęście w tej chwili i teraźniejszości
Na makowym polu, gdzie słońce się śmieje,
Mieszka Panienka, co w tańcu się chwieje.
Sukienka czerwona jak płatki w ogrodzie,
We włosach promienie o uśmiechu swobodzie.
Gdzie rosa srebrzysta na płatkach się kładzie,
Rozkręca się impreza o szerokim składzie,
Ona wśród kwiatów słońcem wesoło się grzeje,
Świat do wszystkich wesoło się śmieje.
Panienka w sukience jak płomień się mieni,
Wśród upalnego słońca poszukuje chłodu cieni,
Puszcza imprezową muzę i wtóruje w chórze,
Mówże naturze córze, nuże zbiera burze, kac.
Na wietrze jej włosy jak słońce migoczą,
Usta czerwone jak u żaby rechoczą,
Rzęsy nad okiem pijane trzepoczą,
Bociany głośno w głowie klekoczą.
Gdy słońce zachodzi, złocą się jej włosy,
niczym złotego łanu pszenicy kłosy,
W makowym ogrodzie śpią marzenia młode,
Panienka legła a sny uciekają płoche w zaściełane łoże.
Wśród drzew, gdzie wiatr historię gna,
Pałac nad wodą w milczeniu trwa.
Złocony blask, marmur i cień,
A w tafli stawów odbity dzień.
Królewski cień po salach śni,
Choć tron opustoszał dawno, niźli
Zabrzmiała pieśń o wojnach, krwi,
O miłości, co gasła jak świt.
Tu echo westchnień i szeptów noc,
Między kolumną a ciszą wprost.
Gdzie serce króla w listach drżało,
Tam dziś już tylko marmur i skała.
Złoty zegar nie liczy lat,
Bo czas na królów nie czeka — zbladł.
Zostały w żwirze ślady buta,
I śmierć, co wszystkim pisze nutę.
Ogrodu szmer i cień lip starych,
Szachy, rozmowy, ogień, czary...
Lecz nawet władza, nawet sława,
Topnieje cicho jak poranna strawa.
Gdy wojna śpiewała kul i pieśni,
Pałac stał, lecz w środku – leśni,
Bo nie ma domu bez duszy w ścianie,
Gdy ludzie znikną w wiecznym spanie.
A jednak w liściach szumi duch,
Co znał i miłość, i strachu puch.
Co chociaż król, to kochał prosto,
Z wiarą, że szczęście trwa wieczność.
Więc spójrz na wodę, pałac, czas —
To lustro, które odbija nas.
I kiedy staniesz wśród marmurów,
Usłyszysz szept dawnych królów.
Twarz jej jak płótno malarza snów,
Oczy w nich światło i błękit mórz.
Uśmiech jak słońce po burzy złej,
Cicho rozkwita w sercu jej.
Włosy jak tęcza w wietrzny dzień,
Iskrzą barwami, grają jak dźwięk.
Złoto się miesza z purpurą róż,
Fale splątane w wiatru kurz.
Szkarłat i fiolet tańczą wśród pasm,
Czasem jak ogień, czasem jak blask.
Złotem i miedzią lśni każdy kosmyk,
Czaruje spojrzeniem, łamie mrok nocy.
Gdy słońce otula jej barwny warkocz,
Cały świat milknie, zamiera czas.
Bo w jednej chwili, w jednym spojrzeniu,
Kryje się piękno, miłość i blask.
Na skraju światła,
gdzie wiatr niesie szept poranka,
rozkwitasz bez świadków —
poza kalendarzem, poza czasem.
Twoje płatki piją ciszę.
De revolutionibus orbium coelestium
O obrotach sfer niebieskich – to nie jest bajanie –
Rozmiar ma wpływ na... krążenie i drganie.
Lecz choć serce bije w rytmie uniesienia,
Czasem ktoś myśli o... innych znaczeniach!
Między betonu szarością a nieba błękitem,
Łapię spojrzenia, co gubią się w tłumie.
Każdy krok to nowa historia,
Każdy oddech - fragment życia.
Ulice mówią językiem cieni,
Budynki szeptają tajemnice.
W obiektywie zamykam chwile,
Co uciekają zbyt szybko.
Miasto pulsuje w rytmie serc,
Które biją pod skórą asfaltu.
Jestem kronikarzem tego wszystkiego,
Co dzieje się między.
Między jednym klatkiem a drugim,
Między słowem a ciszą.
W cyfrowych snach rodzą się obrazy,
Które nigdy nie istniały.
Algorytm marzy o kolorach,
Których oko nie widziało.
Między jedynkami a zerami
Kryje się nowa forma piękna.
AI nie śni - to ja przez nie śnię,
Przekładając myśli na piksele.
W tej cyfrowej alchemii
Powstaje sztuka bez pędzla,
Poezja bez papieru,
Muzyka bez instrumentu.
Czy maszyna może być poetą?
Czy kod może mieć duszę?
Odpowiedzi szukam w obrazach,
Które tworzymy razem.
Światło bez cienia jest ślepe,
Cień bez światła - niemy.
W tej wiecznej walce
Rodzi się prawda.
Fotografuję nie to co widzę,
Ale to czego nie ma.
Przestrzeń między,
Czas który ucieka.
Każdy kadr to pytanie:
Co kryje się za?
Każdy klik migawki -
Próba odpowiedzi.
W oczach nieznajomego
Czytam historie, których nie znam.
Każda zmarszczka to rozdział,
Każdy uśmiech - epilog.
Przez ułamek sekundy
Jesteśmy połączeni.
Obiektyw staje się mostem
Między dwiema duszami.
Kto z nas jest bardziej nagim?
Ten który patrzy,
Czy ten który jest widziany?
W portrecie zachowuję
Nie twarz, ale moment.
Nie wygląd, ale istnienie.
Nie osobę, ale życie.
Stalowe żebra fabryki
Oddychają parą.
W rytmie maszyn
Bije przemysłowe serce.
Tu piękno ma inną formę -
Geometrię funkcji,
Estetykę użyteczności,
Poezję produkcji.
Każda śruba ma swoje miejsce,
Każdy przewód - cel.
W tym pozornym chaosie
Kryje się porządek.
Fotografuję nie ruinę,
Ale metamorfozę.
Nie zanik, ale ewolucję.
Przeszłość która staje się przyszłością.
Las szepce w języku liści,
Rzeka mówi nurtem.
Ja tylko tłumaczę
Na język światła.
Każdy kwiat to wiersz,
Każde drzewo - opowieść.
W naturze nie ma przypadku,
Tylko harmonia.
Makro obiektyw odkrywa
Wszechświaty w kroplach rosy.
Co wydaje się małe,
Okazuje się nieskończone.
Natura nie pozuje -
Po prostu jest.
To największa lekcja
Dla każdego artysty.
Poezja i fotografia to dla mnie dwie strony tej samej monety. Słowa malują obrazy w wyobraźni, zdjęcia opowiadają historie bez słów.
Każdy wiersz ma swój rytm, jak każde zdjęcie ma swoją kompozycję. Szukam harmonii między tym co słyszę a tym co widzę.
Poeta, jak fotograf, musi być dobrym obserwatorem. Szczegóły, które inni pomijają, często stają się sercem utworu.
Wiersz, jak dobre zdjęcie, rodzi się w konkretnym momencie. To chwila, gdy wszystko składa się w całość.
Odwiedź mój sklep, gdzie znajdziesz autorskie zbiory wierszy w formie cyfrowej i drukowanej, lub skontaktuj się ze mną w sprawie współpracy poetyckiej.